Berlin - We are the world

Event "We Are The World" w Berlinie

zapamiętam chyba na zawsze. Nie tylko dlatego, że miałem okazję fotografować celebrycką galę w jednym z moich ulubionych miast. Oczywiście mógłbym napisać tylko o tym jak było super, cudownie bo przecież niemieccy celebryci, przedsiębiorcy, Berlin…Wiecie – snobizm.

Samo fotografowanie na eventach, wydarzeniach, wszędzie tam, gdzie są ludzie, niezależnie od tego kim są, czym się zajmują, skąd pochodzą jest i będzie zawsze dla mnie fascynujące. Natomiast okres, w którym pandemia Covid19 zaczynała rozprzestrzeniać się również w Europie powodował u mnie dodatkowe ciary na plecach. W tamtym czasie coś już było wiadomo o przypadkach zachorowań w Europie ale ludzie jeszcze nie byli za bardzo świadomi tego, co wydarzy się dalej. Jedzenia było mnóstwo. Wystawione na stołach przekąski kusiły tłumy ludzi. Dziwnym trafem nie skusiły mnie a przecież byłem tam na pewno największym żarłokiem. Zajęty i pochłonięty pracą i ludźmi nie skusiłem się na ani jednego kęsa. Kiedy zerkałem jednak około godziny 2 w nocy aby coś przekąsić stwierdziłem, że chyba nie dam rady ze względu na poprzebierane już potrawy. Myślę, że były już dotknięte przez wiele rąk – wolałem nie ryzykować i poczekać do końca eventu a potem na spokojnie udać się na potrawę narodową wielu europejskich krajów – kebab. W Berlinie jest on wyjątkowo dobry chodź bardzo zeuropeizowany. W czasie powrotu dowiedziałem się również o bardzo złym stanie mojej kotki, która później niestety odeszła. W ciągu jednej nocy działo się tyle rzeczy na raz, że cieszyłem się jak dziecko gdy wróciłem cały i zdrowy do domu.

To był wieczór, który zapamiętam nie tylko ze względu na błysk fleszy i atmosferę prestiżowej gali, ale również przez to, co działo się wokół – i we mnie samym.